Ale serio, klasyka gatunku
Wstaję rano w piątek, 13. Ahhh (samo h, bo wyrażam stan ducha)..., że pechowy dzień. No dobra. Przeciągam się. Ogarniam. Wsiadam w auto, jadę, a przed maską przebiega czarny kot i mrugaaaa. Staję sparaliżowana i myślę: no klasyka gatunku, ciekawe zrządzenie. Doprawdy. Szybkie szacunki i przewidywania, co się może realnie stać, no kurwa nic. Co najwyżej wyrzucą mnie z pracy, ale to jeszcze nierealne. Zawrócić? Splunąć przez lewe ramię? Nie no stara, ogarnij się. Jebać. Zapada poważna decyzja numer 1. Jadę. Zapada poważna decyzja numer 2. No i pojechałam. Po południu dostałam wypowiedzenie umowy o pracę. Nie jest mi smutno. Zaśpiewaj koteczku jeszcze raz, jeszcze raz.